W lutym 2014 roku mijają 74 lata od momentu pierwszych masowych deportacji Polaków na Sybir i do Kazachstanu przez zbrodniczy Związek Sowiecki. Tereny, do których zesłańcy byli transportowani różniły się tym, że na Syberii były bezkresne obszary tajgi, a w Kazachstanie bezkresne obszary stepów – pisze w swym artykule Rodrycjusz Gerlach.
Pobyt na „nieludzkiej ziemi” wspominają lubscy Sybiracy: Witold Zaleski i Jan Zujewski.
– W 1941 r. zachorowała mama, nie potrafię powiedzieć jaka to była choroba. Nie było tutaj żadnego lekarza. Tato dowiedział się, że gdzieś w oddalonej od naszych baraków o 15 km wiosce mieszka człowiek, który leczy ziołami. Nie wiem w jaki sposób ojciec się z nim umówił, ale pewnego dnia on oczekiwał na drugim brzegu na nas i miał zioła. W tym samym czasie wybraliśmy się w drogę, doszliśmy do rzeki, trzeba było pokonać tę przeszkodę. Jednak nie mieliśmy łódki, w tej sytuacji znaleźliśmy sporej wielkości suchy konar, przy pomocy którego ja miałem przepłynąć na drugi brzeg. Wszedłem do rzeki, konar umieściłem pod piersią, tak że miałem wolne ręce. Ruchami rąk i nóg starałem się przepłynąć na drugi brzeg. Trwało to dość długo, bo woda znosiła mnie z nurtem rzeki, jednak szczęśliwie dotarłem do upragnionego brzegu. Wyszedłem z wody i wziąłem od niego zioła. Była słoneczna pogoda i po odpoczynku wszedłem do rzeki, którą w ten sam sposób przepłynąłem i powróciłem do baraków. Podczas pokonywania rzeki, a miała ona jak sądzę ponad 50 metrów szerokości, nie pamiętam żebym się bał. Pamiętam tylko, że w baraku czekała na lekarstwo chora mama i to się wówczas liczyło, to było ważniejsze niż mój lęk. Miałem wtedy 10 lat…
Więcej w wydaniu papierowym 1(276)/2014